sobota, 26 listopada 2016

"Mimo moich win" Tarryn Fisher

Miłość... Przyzwyczajeni jesteśmy do książek, w których miłość kojarzy nam się z pięknym, wzruszającym uczuciem, które leczy bohaterów, powoduje, że stają się lepszymi ludźmi, ogólnie z czymś mega pozytywnym. Jednak Tarryn Fisher dała takiemu myśleniu pstryczka w nos. Jej wizja miłości niszczy, rani i prowadzi do wszystkiego co najgorsze. Czy to może się podobać? Ja mam ogromny mętlik w głowie. Ale z całą pewnością nie żałuję tego spotkania.
"Miłość do kogoś to coś więcej niż tylko uszczęśliwianie samego siebie. Musisz pragnąć, żeby on był szczęśliwszy od ciebie."

"Mimo moich win" to historia miłosnego trójkąta. Olivia, Caleb i Leah. Postacie, które potrafią kochać, jednak mam wrażenie, że cała trójka kocha najbardziej siebie samego. Pierwszy tom trylogii ukazany jest z perspektywy Olivii. Kobiety, która kieruje się w swoim życiu zasadą, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, nawet jeśli one w ostatecznym rozrachunku zniszczą także ją. Pomimo, iż Olivia kocha toksycznie i jest na bakier  z moralnością, chyba polubiłam ją najbardziej z tej całej trójki. Ona mimo kłamstw, intryg i szalonych, a czasem nawet popadających w paranoję zachowań, potrafiła być ze sobą szczera. Były momenty, że naprawdę współczułam jej z całego serca i rozumiałam jej zachowanie, a przynajmniej motywy jej postępowania. To nader kontrowersyjna postać, której trudno szukać w literaturze kobiecej. Budzi tak skrajne emocje, że człowiek zastanawia się o co tu w ogóle chodzi. Caleb wcale nie był lepszy, uchodził, za pozytywną postać, lecz to, co zrobił całkowicie skreśliło go z tej listy. Czekam na jego książkę, bo tym, co zrobił kompletnie zbił mnie z pantałyku. Oczekuję wyjaśnień! No i jeszcze cudowna Leah. Nienawidzę tego rudzielca, nie wiem jak zdzierżę jej opowieść, czy książka i moje nerwy to wytrzymają. Zobaczymy wkrótce. 

Autorka wyszła w każdym calu poza schemat. Wszystko co tutaj znajdziemy jest jakby na przekór: fabuła, bohaterowie, zakończenie, a nawet sposób narracji. Krzyczy weź mnie do ręki, bo jestem inna. Wzięłam, przeczytałam i co? Jestem wewnętrznie rozdarta, rzucona na łopatki. Tę pozycję, a nawet mam wrażenie, że całą serię, można albo pokochać, albo znienawidzić. Ja zdecydowanie ją pokochałam. 

Tarryn Fisher postawiła na oryginalność. Ciekawie nakreślona fabuła podzielona na Kiedyś i Teraz, co rusz przeplatana, nie pozwala na nudę. Przyzwyczajeni do powieści, gdzie miłość zwycięża, oczekujemy happy endu. Niestety, a może i stety na kartach tej książki go nie znajdziemy. Bo niby wszystko kończy się czymś, co powinno wpisywać się w szczęśliwe zakończenie, to jednak wiemy, że takie nie jest. 

Język i styl jakim posługuje się Autorka jest przyjemny w odbiorze. Książkę czyta się z wielkim zaciekawieniem, do tego stopnia, że ciężko się z nią rozstać. Dlatego tak nie lubię trylogii, czy wielotomowych serii. Wciągają Czytelnika, a potem każą czekać. Niesprawiedliwe, zwłaszcza dla takich czytelniczych niecierpliwców jak ja ;)


Tym, który nie czytali, a lubią takie kontrowersyjne i niesztampowe powieści, gorąco polecam. Natomiast jeśli jesteście po lekturze, koniecznie dajcie znać, jak Wam spodobała się pierwsza część trylogii. Ja zabieram się z drugi tom i mam nadzieję, że jakoś wyjdziemy z tego cało ;) 
Pozdrawiam. Zaczytanego weekendu.


3 komentarze:

  1. Czytałam i bardzo mi się podobała. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Książka przede wszystkim ma sprawiać przyjemność. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Pierwszy tom mnie nie zachwycił, sporo w nim braków, niejasności i miałam niedosyt. Ale drugi dopełnił, wiele, przyniósł niespodzianki... Drugi jest znacznie lepszy :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Drogi Czytelniku.
Dziękuję, że tutaj jesteś, pozostaw po sobie jakiś ślad. Każdy komentarz to dla mnie wielka radość i satysfakcja, dlatego nie pozostanie on nie zauważony :) Jeśli w jakiś sposób poczułeś się zainteresowany tym, co piszę, zachęcam również do zaobserwowania bloga.
Miłego zaczytania ;)