"Z trudem sobie przypominam to dziecko, którym byłam. To, co zrobiłyśmy, jest dla mnie jak sen. Potworny, brzydki zapamiętany koszmar senny."
Ile potrzeba, aby zmienić życie jednostki w piekło? Czasem wystarczy całkiem niewiele, moment, chwila, tak ulotna, że niemal niedostrzegalna, a jednak niosąca ze sobą drastyczne zmiany. Dwie, zdawałoby się, niewinne jedenastoletnie dziewczynki, jeden upalny dzień i ona - czteroletnia Chloe, której wieczorem już nie będzie. Historia, która mrozi krew w żyłach.
Letni poranek 1986 roku. Dwie jedenastolatki spotykają się tego dnia po raz pierwszy w życiu. Wieczorem obie zostają oskarżone o morderstwo. Ponad dwadzieścia lat później, dziennikarka Kirsty Lindsay, pracuje nad reportażem na temat seryjnego mordercy, grasującego w nadmorskim kurorcie. W trakcie zbierania materiałów spotyka przypadkiem sprzątaczkę Amber Gordon.
Kirsty i Amber spotykają się po raz pierwszy od tego strasznego dnia, który odmienił na zawsze ich losy. Są gotowe zrobić wszystko, by nie odkryto ich dawnej tożsamości, nie zrujnowano im życia, by chronić swoje rodziny. Jednak przeszłość postanawia się o nie upomnieć... Kobiety będą musiały zmierzyć się z dawnym koszmarem i dokonać trudnych wyborów.
Pomysł na fabułę w moim mniemaniu nie został wystarczająco wykorzystany. Baza (nie da się ukryć) była świetna. "Trzy dziewczynki, poznały się rano, wieczorem zostały tylko dwie z rękami splamionymi krwią". Taki tekst działa na wyobraźnię, bazując na prostych ludzkich emocjach i odruchach. I faktycznie fragmenty z tego feralnego w skutkach dnia, dodatkowo zupełnie pomieszana czasowo, podobały mi się najbardziej. Po dwudziestu pięciu latach przeszłość powraca i to ze zdwojoną siłą. Tylko w tym przypadku czegoś było za mało, a czegoś za dużo. Już sama konstrukcja powieści wprowadza pewien chaos i dezorganizację. Mamy wspomniane retrospekcje z dnia kiedy zginęła tytułowa Chloe, a w czasie teraźniejszym narratorów jest kilku, czasem w jednym rozdziale autorka oddaje głos im wszystkim.
Drugie spotkanie z twórczością Alex Marwood pokazało jakim schematem posługuje się ta brytyjska pisarka. Tło powieści, zarys postaci mają swój charakterystyczny klimat. Wiele uwagi autorka poświęca portretowi psychologicznemu postaci, dogłębnie poznajemy motywy kierujące zabójcą. Poznajemy myśli, paraliżujący strach głównych bohaterek, i dochodzimy do wniosku, że za idealną fasadą może kryć się wszystko.
"Przecież o to właśnie w życiu chodzi. Nie o wakacje, kolacje w knajpach i pragnienie posiadania więcej rzeczy, ale o to, by napić się razem herbaty i przytulić po długim dniu. Chodzi o wybaczenie i zapomnienie, ulgowe traktowanie. A także o uczciwość, prawdę i zaufanie, o stworzenie bezpiecznego, ciepłego schronienia dla tych, których się kocha."
Debiutancka powieść Marwood nie jest arcydziełem literackim, nie jest nawet rewelacyjna, ale to też nie do końca zła książka, nawet pomimo kiepskiego początku. W moim odczuciu pisarka buduje swój własny osobliwy styl, sposób tworzenia historii, kreowania postaci, a ja zauważam w tym progres, bo "Zabójca z sąsiedztwa" jest dużo lepiej dopracowany, niż recenzowane "Dziewczyny, które zabiły Chloe". Czy to oznacza, że trzecia z kolei książka autorki, będzie tą najlepszą? Kiedyś z pewnością się o tym przekonam, bo książka czeka na swoją kolej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz