"Nikt nie rodzi się potworem. Każdy potwór powstaje stopniowo, kawałek po kawałku, jako sztuczne dzieło jakiegoś szaleńca, który niczym Frankenstein zawsze jest przekonany, że ma rację."
Każdy z nas jest inny, jedni są otwarci i skorzy do rozmów, inni zaś bardziej wycofani, nieśmiali, małomówni. Ale żaden człowiek nie jest w stanie wypowiedzieć tylko 100 słów dziennie. A tym bardziej kobieta, żona i matka czwórki dzieci. A jednak. Główna bohaterka debiutanckiej powieści Christiny Dalcher jest na to skazana, tak samo jak wszystkie kobiety, dziewczynki. Wbrew własnej woli. A to nie wszystko.
Co zrobiłyby kobiety, gdyby nagle liczba słów, które wypowiadają każdego dnia, uległa drastycznemu ograniczeniu?
Feministyczna dystopia o świecie rządzonym przez mężczyzn, w którym kobiety mogą wypowiedzieć tylko 100 słów dziennie. Mocna, wzbudzająca emocje książka, ważny głos w epoce ruchu #MeToo i w świetle ogólnoświatowych dyskusji o prawach kobiet.
Czarna bransoletka zaciśnięta na nadgarstku. Cyfrowe znaczki układają się w liczbę 15. Liczba wypowiedzianych słów nie może przekroczyć 100, każde kolejne słowo oznacza coraz silniejszy ładunek elektryczny. Licznik zresetuje się o północy.
Zasady są proste: najlepiej usunąć wszystkie językowe ozdobniki, ograniczyć pytania do tych, na które wystarczy odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Nie pytać dzieci, jak poszło w szkole. Nie rozmawiać z mężem, nie wdawać się w dyskusje. Ważyć każde słowo.
Neurolingwistka dr Jean McClellan wciąż nie potrafi powiedzieć, jak się znalazła w tej utopistycznej rzeczywistości, gdzie rola wszystkich kobiet została ograniczona do milczącej obecności, do zapewniania rodzinie ciepłego posiłku na stole i czystego lokum. Jak do tego doszło? Kiedy, dosłownie i w przenośni, kobiety zostały zakute w kajdany?
"Vox" zgodnie z założeniem autorki ma w czytelniku wywołać złość, gniew, ale przede wszystkim zmusić do myślenia. I gwarantuję Wam, że robi to wszystko już od samego początku. Przerażająca wizja dla każdej kobiety i każdej matki. Odebranie możności swobodnego rozmawiania z bliskimi, wykonywania pracy zarobkowej, swobodnego czytania czy pisania, sprowadza się tylko do jednego - odebrania wolnej woli. Odebrania fundamentalnego prawa należnego każdemu. Ale tak w powieści "Vox" wygląda Ameryka.
Feministyczna dystopia o świecie rządzonym przez mężczyzn, w którym kobiety mogą wypowiedzieć tylko 100 słów dziennie. Mocna, wzbudzająca emocje książka, ważny głos w epoce ruchu #MeToo i w świetle ogólnoświatowych dyskusji o prawach kobiet.
Czarna bransoletka zaciśnięta na nadgarstku. Cyfrowe znaczki układają się w liczbę 15. Liczba wypowiedzianych słów nie może przekroczyć 100, każde kolejne słowo oznacza coraz silniejszy ładunek elektryczny. Licznik zresetuje się o północy.
Zasady są proste: najlepiej usunąć wszystkie językowe ozdobniki, ograniczyć pytania do tych, na które wystarczy odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Nie pytać dzieci, jak poszło w szkole. Nie rozmawiać z mężem, nie wdawać się w dyskusje. Ważyć każde słowo.
Neurolingwistka dr Jean McClellan wciąż nie potrafi powiedzieć, jak się znalazła w tej utopistycznej rzeczywistości, gdzie rola wszystkich kobiet została ograniczona do milczącej obecności, do zapewniania rodzinie ciepłego posiłku na stole i czystego lokum. Jak do tego doszło? Kiedy, dosłownie i w przenośni, kobiety zostały zakute w kajdany?
"Vox" zgodnie z założeniem autorki ma w czytelniku wywołać złość, gniew, ale przede wszystkim zmusić do myślenia. I gwarantuję Wam, że robi to wszystko już od samego początku. Przerażająca wizja dla każdej kobiety i każdej matki. Odebranie możności swobodnego rozmawiania z bliskimi, wykonywania pracy zarobkowej, swobodnego czytania czy pisania, sprowadza się tylko do jednego - odebrania wolnej woli. Odebrania fundamentalnego prawa należnego każdemu. Ale tak w powieści "Vox" wygląda Ameryka.
Książkę czyta się z wielkim zaangażowaniem już od samego początku. Narratorem jest była doktor neurolingwistyki, Jean Mc Callen, która znaczną część swojego życia poświęciła badaniom nad lekiem przywracającym zdolność mówienia. To ona przybliża czytelnikowi nową rzeczywistość brutalnie wprowadzoną przez rząd, który pod naciskiem grupy skrajnych fundamentalistów realizuje wizję odwołującą się do tradycyjnego podziału ról i całkowitej uległości kobiet względem mężczyzn. Kobiety zostały więc sprowadzone do roli praktycznie niemej opiekunki domowego ogniska, brutalnie odebrano im jakiekolwiek przywileje. Na kartach książki powstaje nowy porządek.
"Czego teraz uczą się nasze dziewczynki? Trochę dodawania i odejmowania, odczytywania godzin z tarczy zegara, rozumienia pieniędzy. Rachunków, oczywiście. Przede wszystkim muszą umieć liczyć. Do stu."
"Zło triumfuje, kiedy dobrzy ludzie nic nie robią."Wizja stworzona przez Christinę Dalcher mnie osobiście bardzo bulwersowała, a wydarzenia dotyczące małej córeczki Jean dosłownie mroziły krew w żyłach. Nienawidziłam każdego osobnika płci męskiej, nie rozumiałam jak można pozwolić na takie okrucieństwo względem ukochanej żony i córki. Ale taki był zamysł tej debiutującej pisarki. Ukazać pewne mechanizmy manipulacji doprowadzające do pełnej uległości społeczeństwa, skłonić do dyskusji nad współczesnym światem, rodziną i człowieczeństwem.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania niniejszej książki przed premierą bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.
Tytuł: Vox
Autor: Christina Dalcher
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Data wydania: 27 luty 2019
Ilość stron: 416
Kategoria: literatura współczesna
Wydawnictwo:
Czytałam dziś już jedną recenzję, która mnie zaciekawiła, a Ty jeszcze podsyciłaś apetyt :) Jak na nią trafię to na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Cieszę się, bo to książka godna uwagi.
Usuń"Nienawidziłam każdego osobnika płci męskiej" - to prawie jak ja ;) Rozbrajały mnie w niektórych recenzjach wyrzuty robione bohaterce, że niefajnie odnosi się do męża i synów, nierówno traktuje dzieci (ciekawe czemu) i w ogóle jest taka niemiła. No czemu ach czemu, okres ma czy co? Ciekawe jak happy byłyby osoby piszące zmuszone do milczenia, bo jak nie, to popieści.
OdpowiedzUsuńDobre :) Nie spotkałam się z takimi opiniami. Obawiam się, że ja będąc na miejscu Jean byłabym jeszcze gorszą zołzą ;)
UsuńPozdrawiam.